W obliczu niepewnej sytuacji na wschodzie Ukrainy, zaczynamy się zastanawiać nad pacyfistycznym ukierunkowaniu państw zachodnich. Pojawiają się pytania, niektóre retoryczne, czy zbrojenie się jest właściwą odpowiedzią, czy przywrócić zasadnicza służbę wojskową? W końcu - czy wojsko powinno prowadzić rozszerzone ćwiczenia i czy powinny one odbywać się na dawnych poligonach? Daleko idąca teza, ale czy nieprawdopodobna?
W Imielnie na pograniczu Lednogóry są torfowiska na których niegdyś żołnierze testowali swego bojowego ducha. Obszar ten do dzisiaj nazywamy poligonem.Betonowa atrapa bomby - na fotografii widać wewnątrz stalową rurę która była wypełniona materiałem wybuchowym, natomiast wystające "ucho" z boku to stalowy zaczep przytwierdzony do samolotu (mechanizmu odblokowującego się nad wybranym celem):
Po tym jak Kamil przytoczył mi opowieści swego dziadka Henryka Włodarczyka, doszedłem do wniosku że należy zintensyfikować poszukiwania by uzyskać odpowiedzi na ekspresowo mnożące się jak myszy pytania. Od początku oczywistością było iż rewelacji na poziomie odkryć w Lednicy nie dokonamy, ale poligon wojskowy w takiej małej miejscowości jak Imielno budzi sensację. Szczególnie w obliczu pozostałości po ostrzałach, które są namacalnym dowodem na stacjonowanie wojska i prowadzone przez nie ćwiczeń. Czy przy zwiększonych nakładach na zbrojenia, nad naszymi głowami zaczną latać F-16 w związku z rozszerzonymi ćwiczeniami? No i skąd u nas aż tyle łusek?
Na fotografii łuski
od broni przeciwlotniczej, obydwie łuski mają ten sam kaliber, jednak
pochodzą z dwóch różnych działek (Wja-23 i NS-23), opis i fotografie
poniżej: NS-23 – radzieckie
automatyczne działko lotnicze skonstruowane jako powojenny następca
działka WJa. NS-23 zostało wprowadzone do uzbrojenia w 1945 roku. Skonstruowano również
zsynchronizowaną wersję działka, oznaczona jako NS-23S (ros.
НС–23С)
przeznaczoną do strzelania przez śmigło.
WJa-23 - działko automatyczne kalibru 23 mm skonstruowane w Związku Radzieckim jako pokładowe uzbrojenie strzeleckie samolotów. Działko WJa-23 było przeładowywane energią gazów prochowych, zasilane z taśmy amunicyjnej i charakteryzowało się dużą szybkostrzelnością w porównaniu do podobnych konstrukcji o tym kalibrze. Głównymi wadami konstrukcji był duży odrzut i niedokładne wykonanie, które często było powodem zacięć broni, niemożliwych do usunięcia w powietrzu.
Jak podaje nasza kopalnia wiedzy - Tadeusz Panowicz, bagniste tereny Imielna niegdyś nosiły nazwę Szkielno, od szklistej poświaty emanującej nad mokrymi torfowiskami. Błyszczące "Szkielna" rozciągały się pomiędzy Gołuniem, Kaczymi Dołami (dzisiaj należącymi do administracji Imielenka) i Wojnowem (obecnie to tereny Lednogóry). Jako ciekawostkę historyczną należy podać iż 30 października 1918 roku zaczęto odwadniać nasze tereny, a zajmowała się tym polska spółka melioracyjna, co było nowością ponieważ w innych rejonach prace te nie były wykonywane przez polskie przedsiębiorstwa. Jedną z sensacji tamtych terenów była sytuacja w której ksiądz Julian Dębiński w 1923 roku sprowokował mieszkańców parafii oskarżycielskimi tekstami wprost z ambony, którzy w odpowiedzi spalili mu wytwarzane u nas kostki torfowe (25 tysięcy kostek).
Guziki wz52 oraz stopka od racy sygnałowej to kolejne namacalne dowody obecności wojska:
Niestety nie obyło się bez ofiar w ludności cywilnej związanej bezpośrednio z poligonem. Edmund Kotoński miał 13 lat. Po skończonych pracach polowych, zabrał na swoją posesję bombę w celu wyłuskania z niej ładunku wybuchowego (prochu). Nastolatek zginął niestety od wybuchu bomby 23.06.1954 roku. Jak donoszą mieszkańcy - chłopak miał pecha, gdyż praktyki w odzyskiwaniu prochu strzeleckiego z atrap bomb były powszechne i choć niezwykle niebezpieczne, nie przyniosły więcej ofiar śmiertelnych.
Poligon w tamtych czasach był dla dzieciaków jak supermarket z fajerwerkami. Nawet dzisiaj takie miejsce robiłoby na nas wrażenie, mimo natłoku współczesnych atrakcji bombardujących nasze zmysły, a co dopiero w czasach gdy wieś nie miała nawet utwardzonej drogi, a i nie do pomyślenia - braku telewizji? Edek miał strasznego pecha, gdyby bomba zawierała więcej prochu, gdyby miała większą moc, wtedy Edward Kotoński zmarłby na miejscu bez długich godzin cierpień lub mniejszą, by wyjść cało z opresji. Do wypadku doszło w godzinach wieczornych około dwudziestej w dzień zakończenia oktawy Bożego Ciała (tydzień po głównym nabożeństwie). Chłopcy, a wśród nich mój kolejny rozmówca - Pan Hieronim Nowaczyk, regularnie chodzili na poligon po bomby. Dni jak wszystkie inne, jednak tym razem jeden z chłopaków trafił na betonową bombę z której na miejscu nie szło wydłubać zawartości, a która jakiś czas później okazała się być puszką Pandory. Edek wziął do siebie betonową zgubę, a tam przy użyciu narzędzi, około godziny dwudziestej, udało mu się niestety uwolnić zawartość wybuchowej atrapy, choć z jakże brzemiennym w skutkach efektem. Eksplozja powyrywała chłopakowi palce i uszkodziła część kończyn, a rodzina była bezradna wobec wypływającej krwi z tak wielu miejsc. Nastolatek miał wystarczająco dużo sił i woli życia by doczołgać się z daleko położonego ogrodu do domu. Pogotowie ratunkowe pojawiło się dopiero w okolicach północy co przyczyniło się do pesymistycznego zakończenia tej historii.
Poniższe zdjęcie zostało zrobione podczas pogrzebu Edka. Drugi ministrant od lewej to Hieronim Nowaczyk. Po prawej ich nauczycielka:
Imielno po takim bombardowaniu miało teren doszczętnie zdeformowany. Każda wybuchająca bomba to fontanna gleby i roślinności, która zostawiała po sobie głęboki lej. Ukształtowanie terenu wyglądające jak obecnie niejedna ukraińska wschodnia wieś, doczekała się rekultywacji w latach 70-tych. Staliniec, czyli w uproszczeniu maszyna przypominająca traktor na gąsienicach, zagęszczał podłoże, niwelował i profilował teren przy użyciu lemiesza, zrywaki, zaczepu i innych specjalistycznych osprzętów doprowadzając poligon niemal do stanu jaki jest nam znany obecnie.
Ciągłe obniżanie się wód gruntowych powoduje przesuszanie bagien, a wówczas torfowiska stają się łatwopalne o czym musimy pamiętać i teraz, bezwzględnie wystrzegając się wypalania traw. Pożar torfowiska jest niezwykle trudno opanować, gdyż ogień pod powierzchnią potrafi być utajony przez długi czas. Taka sytuacja miała miejsce w latach 80-tych. Klasyczne techniki gaszenia pożaru torfowiska się nie sprawdzają więc w tym przypadku wykopano rów opasający tlący się torf, a następnie zalano go wodą z rzeki Główna.
Obecnie wykopaliska na terenach dawnego poligonu prowadzi najstarszy archeolog świata - to kret. Wraz z ziemią potrafi wypchnąć guziki, a nawet łuski z działek przeciwlotniczych. Skąd u nas łuski przeciwlotnicze? Do kogo lub czego strzelano. Jak się okazuje, na pograniczu Imielna i Lednogóry (wtedy jeszcze Wojnowa) żołnierze ćwiczyli nie tylko precyzję w zrzucaniu bomb, ostrzale makiet, ale i celność w razie nalotu wrogich jednostek latających. Oczywiście nie strzelano do prawdziwych samolotów, ale do atrap. Po-2 ciągnął za sobą rękaw przypominający latawiec do którego żołnierze strzelali.
Zapraszamy do obejrzenia krótkiego filmu z poligonu:
Pan Nowaczyk wspomina pewną sytuację w której chłopaki z Imielna z ciekawości i dla rozrywki wykradli czerwoną rakietę (racę) sygnalizacyjną. Nie było to szczególnie trudne, ponieważ drewniana skrzynia z trzema rodzajami rakiet (czerwone, zielone i żółte) znajdowała się w budynku gospodarczym Państwa Nowaków. Większy szkopuł polegał na braku rakietnicy z której ową flarę można wystrzelić. Czterech młodocianych śmiałków skonstruowało zatem wyrzutnię startową własnej konstrukcji. Imielno kilkadziesiąt lat temu słynęło z wierzb rosnących przy poboczach dróg i na jednej z nich, obok obecnego sklepu przy sektorze pierwszym (na ogródkach działkowych), przetestowali skradziony czerwony sygnalizator. Rakieta poszybowała zgodnie z planem, czyli pionowo w górę, oświetlając całe Imielno. Młodzi imieleńczycy tym sposobem zaalarmowali wojsko z Bednar które natychmiast pojawiło się w naszej wiosce, bowiem raca świetlna, takie właśnie ma swoje przeznaczenie. Cała ta historia zakończyła się przerażeniem winowajców, jak i ich rodzin, ale dzisiaj seniorzy Imielna wspominają to wydarzenie z młodzieńczym uśmiechem na twarzy.
Czy powinniśmy obawiać się reaktywacji poligonu w przyszłości, wobec napiętej sytuacji na wschodzie i zwiększonych wydatkach państwowych na zbrojenia? Według moich rozmówców nie ma powodów do obaw, ponieważ istnieją dwa główne powody które odsyłają tę teorię do lamusa. Pierwszą jest teoria Kamila - nasze torfowiska są już tak suche że jakikolwiek ogień spowoduje pożar, to jak palacz siedzący na beczce prochu.
Obecnie na terenie naszego byłego poligonu do dziś nie ma żadnych pól, a tym bardziej zabudowań. Tereny te wykorzystywane są głównie jako łąki.
Skoro zacząłem publikację Sherlockiem Holmesem, wypada ją tak zakończyć:
Tekst powstał na
podstawie relacji wielu osób. Kamila Włodarczyka który interesuje
się historią, zainspirowany opowieściami dziadka - Henryka
Włodarczyka i tym co można znaleźć spacerując po poligonie.
Tadeusza Panowicza, którego wiedza historyczna jest nieocenionym
źródłem informacji. Hieronima Nowaczyka którego doskonała pamięć
pozwoliła na dopięcie wielu szczegółów, oraz krótkiego podsumowania naszego podpułkownika z Imielna.
Wszystkim Panom bardzo dziękuję za poświęcony mi czas - bez Was ten tekst byłby tylko krótką notatką.
Data publikacji: 26.04.2015
Licznik wizyt:
Koszyk jest pusty.