Główna     Aktualności   Galeria    Kontakt    Ogłoszenia    Historia  Imielna   Hobby    Sołectwo   
imielno gmina łubowo

Poligon Wojskowy w Imielnie

     W obliczu niepewnej sytuacji na wschodzie Ukrainy, zaczynamy się zastanawiać nad pacyfistycznym ukierunkowaniu państw zachodnich. Pojawiają się pytania, niektóre retoryczne, czy zbrojenie się jest właściwą odpowiedzią, czy przywrócić zasadnicza służbę wojskową? W końcu - czy wojsko powinno prowadzić rozszerzone ćwiczenia i czy powinny one odbywać się na dawnych poligonach? Daleko idąca teza, ale czy nieprawdopodobna?

W Imielnie na pograniczu Lednogóry są torfowiska na których niegdyś żołnierze testowali swego bojowego ducha. Obszar ten do dzisiaj nazywamy poligonem.
Jakiś czas temu jeden z mieszkańców zapytał mnie - ile wiem na temat "poligonu" ? Był to Kamil Włodarczyk, absolwent liceum o profilu wojskowym, który często spaceruje w tymże rejonie Imielna. Jeśli przyjąć że obudziła się we mnie ciekawość Sherlocka Holmesa to siłą rzeczy Kamil został Watsonem. Płynie we mnie dociekliwa krew tego brytyjskiego detektywa, więc...

„Watsonie! Śledztwo czas rozpocząć!”

     Mój adiutant wzbudził we mnie ciekawość poprzez swoje spostrzeżenia dotyczące tegoż rejonu. Po obejrzeniu przysłanych fotografii, jako detektyw z powieści sir Arthura Conan Doyle'a, podniosłem z fotela swą brytyjską flegmę, ująłem fajkę w usta i pod wąsem rzekłem - Watsonie, czas się trochę rozerwać ... jakby to powiedział żołnierz któremu wypadł z dłoni odbezpieczony granat odłamkowy.
"Rozwiązywanie zagadek kryminalnych opieram na metodzie, dedukcji czy rozumowaniu abdukcyjnym. Swoje śledztwa opieram na umiejętności obserwacji”
...a jednak ujrzawszy poligonowe owoce wojskowych ćwiczeń - fajka mi opadła ... jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Wychodząc z domu, doszedłem do wniosku że jadę obejrzeć łąkę na której kiedyś był poligon i tyle. Mój entuzjazm szczytował widząc wskazane przez Kamila pozostałości, których nawet nie trzeba szukać.

Betonowa atrapa bomby - na fotografii widać wewnątrz stalową rurę która była wypełniona materiałem wybuchowym, natomiast wystające "ucho" z boku to stalowy zaczep przytwierdzony do samolotu (mechanizmu odblokowującego się nad wybranym celem):

     Po tym jak Kamil przytoczył mi opowieści swego dziadka Henryka Włodarczyka, doszedłem do wniosku że należy zintensyfikować poszukiwania by uzyskać odpowiedzi na ekspresowo mnożące się jak myszy pytania. Od początku oczywistością było iż rewelacji na poziomie odkryć w Lednicy nie dokonamy, ale poligon wojskowy w takiej małej miejscowości jak Imielno budzi sensację. Szczególnie w obliczu pozostałości po ostrzałach, które są namacalnym dowodem na stacjonowanie wojska i prowadzone przez nie ćwiczeń. Czy przy zwiększonych nakładach na zbrojenia, nad naszymi głowami zaczną latać F-16 w związku z rozszerzonymi ćwiczeniami? No i skąd u nas aż tyle łusek?

     Na fotografii łuski od broni przeciwlotniczej, obydwie łuski mają ten sam kaliber, jednak pochodzą z dwóch różnych działek (Wja-23 i NS-23), opis i fotografie poniżej: NS-23 – radzieckie automatyczne działko lotnicze skonstruowane jako powojenny następca działka WJa. NS-23 zostało wprowadzone do uzbrojenia w 1945 roku. Skonstruowano również zsynchronizowaną wersję działka, oznaczona jako NS-23S (ros. НС–23С) przeznaczoną do strzelania przez śmigło.

WJa-23 - działko automatyczne kalibru 23 mm skonstruowane w Związku Radzieckim jako pokładowe uzbrojenie strzeleckie samolotów. Działko WJa-23 było przeładowywane energią gazów prochowych, zasilane z taśmy amunicyjnej i charakteryzowało się dużą szybkostrzelnością w porównaniu do podobnych konstrukcji o tym kalibrze. Głównymi wadami konstrukcji był duży odrzut i niedokładne wykonanie, które często było powodem zacięć broni, niemożliwych do usunięcia w powietrzu.

     Jak podaje nasza kopalnia wiedzy - Tadeusz Panowicz, bagniste tereny Imielna niegdyś nosiły nazwę Szkielno, od szklistej poświaty emanującej nad mokrymi torfowiskami. Błyszczące "Szkielna" rozciągały się pomiędzy Gołuniem, Kaczymi Dołami (dzisiaj należącymi do administracji Imielenka) i Wojnowem (obecnie to tereny Lednogóry). Jako ciekawostkę historyczną należy podać iż 30 października 1918 roku zaczęto odwadniać nasze tereny, a zajmowała się tym polska spółka melioracyjna, co było nowością ponieważ w innych rejonach prace te nie były wykonywane przez polskie przedsiębiorstwa. Jedną z sensacji tamtych terenów była sytuacja w której ksiądz Julian Dębiński w 1923 roku sprowokował mieszkańców parafii oskarżycielskimi tekstami wprost z ambony, którzy w odpowiedzi spalili mu wytwarzane u nas kostki torfowe (25 tysięcy kostek).

Guziki wz52 oraz stopka od racy sygnałowej to kolejne namacalne dowody obecności wojska:


     Niestety nie obyło się bez ofiar w ludności cywilnej związanej bezpośrednio z poligonem. Edmund Kotoński miał 13 lat. Po skończonych pracach polowych, zabrał na swoją posesję bombę w celu wyłuskania z niej ładunku wybuchowego (prochu). Nastolatek zginął niestety od wybuchu bomby 23.06.1954 roku. Jak donoszą mieszkańcy - chłopak miał pecha, gdyż praktyki w odzyskiwaniu prochu strzeleckiego z atrap bomb były powszechne i choć niezwykle niebezpieczne, nie przyniosły więcej ofiar śmiertelnych.

Poligon w tamtych czasach był dla dzieciaków jak supermarket z fajerwerkami. Nawet dzisiaj takie miejsce robiłoby na nas wrażenie, mimo natłoku współczesnych atrakcji bombardujących nasze zmysły, a co dopiero w czasach gdy wieś nie miała nawet utwardzonej drogi, a i nie do pomyślenia - braku telewizji? Edek miał strasznego pecha, gdyby bomba zawierała więcej prochu, gdyby miała większą moc, wtedy Edward Kotoński zmarłby na miejscu bez długich godzin cierpień lub mniejszą, by wyjść cało z opresji. Do wypadku doszło w godzinach wieczornych około dwudziestej w dzień zakończenia oktawy Bożego Ciała (tydzień po głównym nabożeństwie). Chłopcy, a wśród nich mój kolejny rozmówca - Pan Hieronim Nowaczyk, regularnie chodzili na poligon po bomby. Dni jak wszystkie inne, jednak tym razem jeden z chłopaków trafił na betonową bombę z której na miejscu nie szło wydłubać zawartości, a która jakiś czas później okazała się być puszką Pandory. Edek wziął do siebie betonową zgubę, a tam przy użyciu narzędzi, około godziny dwudziestej, udało mu się niestety uwolnić zawartość wybuchowej atrapy, choć z jakże brzemiennym w skutkach efektem. Eksplozja powyrywała chłopakowi palce i uszkodziła część kończyn, a rodzina była bezradna wobec wypływającej krwi z tak wielu miejsc. Nastolatek miał wystarczająco dużo sił i woli życia by doczołgać się z daleko położonego ogrodu do domu. Pogotowie ratunkowe pojawiło się dopiero w okolicach północy co przyczyniło się do pesymistycznego zakończenia tej historii.

Poniższe zdjęcie zostało zrobione podczas pogrzebu Edka. Drugi ministrant od lewej to Hieronim Nowaczyk. Po prawej ich nauczycielka:

     Śmierć niejedno ma oblicze, ponieważ saperzy w roku 1957 rozminowali poligon, jednak jeden z saperów nie wrócił już do domu. Paradoksem jest że nie stracił życia podczas prac przy zabezpieczaniu niewypałów, a utopił się w lednogórskim jeziorze.

    Skąd w Imielnie na poligonie aż tyle niewypałów? Mokre torfowisko działa jak amortyzator, betonowe bomby spadając na torfową poduszkę potrafiły wylądować na tyle miękko by mechanizm zapalający po kontakcie z powierzchnią nie zadziałał, na wskutek czego po zrzuceniu bomby, można było usłyszeć jedynie świst i plusk. Betonowy pocisk praktycznie cały chował się w torfowisku, wszak to jednak 50 kg spuszczone z przynajmniej kilkuset metrów, inne zaś turlały się daleko poza wyznaczony cel. Widać warunki na poligon w Imielnie to równie wielki niewypał jak wspomniana betonowa atrapa. Niekiedy nie zadziałał również drugi zapalnik - wiatraczek który wytwarzał iskrę. Zadaniem żołnierzy było ustawienie makiet służących za cel, patrolowaniu poligonu na wypadek gdyby na jego terenie pojawił się ktoś niepowołany podczas nalotu. Obowiązkiem ich było również kontrolowanie niewypałów. Samoloty nadlatywały od strony lotniska w Bednarach (gmina Pobiedziska) , zataczały krąg nad wioską i leciały ostrzelać poligon. W jego centrum był zaznaczony okrąg wewnątrz którego znajdowała się drewniana makieta czołgu. Samoloty nadlatując pojedynczo, zrzucały betonowe atrapy bomb do tegoż celu.
Wokół makiety czołgu były tarcze strzelnicze czyli płytkie kwadratowe baseny z piaskiem o wymiarach ok 10 x 10 metrów, które służyły do ćwiczenia celności strzelców w czterech nadlatujących samolotach. Według Kamila, maszynami strzelającymi do piaskowych koryt był najpewniej IŁ-10 i MIG-15, ponieważ samoloty te stacjonowały na lotnisku w Bednarach, a poza tym elementy ich uzbrojenia można znaleźć na poligonie.
     Wspomnieć należy że w okresie od 1 maja do 1 grudnia 1952 roku na lotnisku w Bednarach, na bazie eskadry z 6 plsz,,sformowano 53 Pułk Lotnictwa Szturmowego.
Przez prawie 50 lat lotnisko pełniło funkcje wojskowego lotniska zapasowego. Od około 2000r. jest wykorzystywane cywilnie przez lotników, modelarzy, kierowców samochodów i motocykli, rolników, harcerzy i innych. Jest w rękach prywatnych, a zarządza nim Aeroklub Poznański.

Poligon był wyposażony w dwie wieże które wzniesione były przez wojsko. Jedna wieżyczka była centrum dowodzenia, a druga punktem obserwacyjnym. Pan Hieronim wspomina że obydwie były wysokie, jednak żadna z wieży nie dorównywała tej na wzgórzu przy drodze do Imielenka,
a pamięta ją doskonale gdyż pracownicy którzy ją wznosili, nocowali u państwa Nowaczyków.
Początkowo około dziesięciu żołnierzy stacjonowało na pokoju u państwa Nowaków pod dzisiejszym numerem 29, ale w późniejszym okresie powstał obóz polowy na poligonie za rzeką Główna. Rozbity namiot pomieścił już wtedy większą ilość żołnierzy. Samolotem który przenosił opisywane ćwiczebne bomby był zazwyczaj Po-2, szerzej znany jako "Pociak". Był wykorzystywany głównie do szkolenia pilotów, a także do zadań agrolotniczych, czyli opryskiwania pól. Podczas II wojny światowej wsławił się jako nocny bombowiec. Należące do Korei Północnej maszyny Po-2 były wykorzystywane na początku lat 50-tych podczas wojny koreańskiej, jednak u nas w Imielnie ta radziecka konstrukcja przenosiła pod skrzydłami dwie bomby o wadze 50 kg. Dwie, ponieważ taki rozkład obciążenia zapewniał dostateczną stateczność poprzez równomierny rozkład sił ciążenia. Samolot ten był dwuosobowy (pilot i strzelec). Istnieją jeszcze latające „Pociaki”, jednak większość trafiła na złom lub muzeum. Również Po-2 eksponowany w Muzeum Uzbrojenia w Poznaniu nie oparł się próbie czasu i został zezłomowany na początku lat 90.


     Imielno po takim bombardowaniu miało teren doszczętnie zdeformowany. Każda wybuchająca bomba to fontanna gleby i roślinności, która zostawiała po sobie głęboki lej. Ukształtowanie terenu wyglądające jak obecnie niejedna ukraińska wschodnia wieś, doczekała się rekultywacji w latach 70-tych. Staliniec, czyli w uproszczeniu maszyna przypominająca traktor na gąsienicach, zagęszczał podłoże, niwelował i profilował teren przy użyciu lemiesza, zrywaki, zaczepu i innych specjalistycznych osprzętów doprowadzając poligon niemal do stanu jaki jest nam znany obecnie.


     Ciągłe obniżanie się wód gruntowych powoduje przesuszanie bagien, a wówczas torfowiska stają się łatwopalne o czym musimy pamiętać i teraz, bezwzględnie wystrzegając się wypalania traw. Pożar torfowiska jest niezwykle trudno opanować, gdyż ogień pod powierzchnią potrafi być utajony przez długi czas. Taka sytuacja miała miejsce w latach 80-tych. Klasyczne techniki gaszenia pożaru torfowiska się nie sprawdzają więc w tym przypadku wykopano rów opasający tlący się torf, a następnie zalano go wodą z rzeki Główna.

Obecnie wykopaliska na terenach dawnego poligonu prowadzi najstarszy archeolog świata - to kret. Wraz z ziemią potrafi wypchnąć guziki, a nawet łuski z działek przeciwlotniczych. Skąd u nas łuski przeciwlotnicze? Do kogo lub czego strzelano. Jak się okazuje, na pograniczu Imielna i Lednogóry (wtedy jeszcze Wojnowa) żołnierze ćwiczyli nie tylko precyzję w zrzucaniu bomb, ostrzale makiet, ale i celność w razie nalotu wrogich jednostek latających. Oczywiście nie strzelano do prawdziwych samolotów, ale do atrap. Po-2 ciągnął za sobą rękaw przypominający latawiec do którego żołnierze strzelali.


Zapraszamy do obejrzenia krótkiego filmu z poligonu:


     Pan Nowaczyk wspomina pewną sytuację w której chłopaki z Imielna z ciekawości i dla rozrywki wykradli czerwoną rakietę (racę) sygnalizacyjną. Nie było to szczególnie trudne, ponieważ drewniana skrzynia z trzema rodzajami rakiet (czerwone, zielone i żółte) znajdowała się w budynku gospodarczym Państwa Nowaków. Większy szkopuł polegał na braku rakietnicy z której ową flarę można wystrzelić. Czterech młodocianych śmiałków skonstruowało zatem wyrzutnię startową własnej konstrukcji. Imielno kilkadziesiąt lat temu słynęło z wierzb rosnących przy poboczach dróg i na jednej z nich, obok obecnego sklepu przy sektorze pierwszym (na ogródkach działkowych), przetestowali skradziony czerwony sygnalizator. Rakieta poszybowała zgodnie z planem, czyli pionowo w górę, oświetlając całe Imielno. Młodzi imieleńczycy tym sposobem zaalarmowali wojsko z Bednar które natychmiast pojawiło się w naszej wiosce, bowiem raca świetlna, takie właśnie ma swoje przeznaczenie. Cała ta historia zakończyła się przerażeniem winowajców, jak i ich rodzin, ale dzisiaj seniorzy Imielna wspominają to wydarzenie z młodzieńczym uśmiechem na twarzy.

     Czy powinniśmy obawiać się reaktywacji poligonu w przyszłości, wobec napiętej sytuacji na wschodzie i zwiększonych wydatkach państwowych na zbrojenia? Według moich rozmówców nie ma powodów do obaw, ponieważ istnieją dwa główne powody które odsyłają tę teorię do lamusa. Pierwszą jest teoria Kamila - nasze torfowiska są już tak suche że jakikolwiek ogień spowoduje pożar, to jak palacz siedzący na beczce prochu.

Pan Panowicz jest zdania że równie istotny jest zasięg współczesnego uzbrojenia wobec którego nasz poligon imieleńsko - lednogórski jest zwyczajnie za mały. Co prawda TVN24 podaje że niedawno:"Amerykańskie myśliwce F-16 - wysłane na manewry z Estończykami, Finami i Szwedami - zostały sfotografowane na poligonie w Estonii, niedaleko granicy z Rosją. Na rzadko spotykanych ujęciach widać maszyny wykonujące naloty na niskich wysokościach przy pomocy małych ćwiczebnych bomb wypełnionych betonem." Jednak miejmy nadzieję że nikomu nie objawi się wizja przywrócenia naszemu staremu poligonowi dawnej świetności.
Słowa Tadeusza Panowicza oraz Kamila Włodarczyka potwierdza nasz najwyższy autorytet wojskowy, mieszkaniec Imielna - podpułkownik Zbigniew Reczek. Nasi piloci ćwiczą w Ustce, a imieleński  poligon jest zbyt archaiczny na jakiekolwiek manewry. Nasze współczesne MIG-29 i F-16 potrzebują w pobliżu betonowego pasa o minimalnej długości 3000m, a poza tym, nasze torfowiska to infrastruktura gorsza niż w Smoleńsku.
"Możemy spać spokojnie" kwituje na końcu pan Zbyszek.

Obecnie na terenie naszego byłego poligonu do dziś nie ma żadnych pól, a tym bardziej zabudowań. Tereny te wykorzystywane są głównie jako łąki.

Skoro zacząłem publikację Sherlockiem Holmesem, wypada ją tak zakończyć:

„Sprawa tego typu wymaga dedukcji. Gdy ten proces krok po kroku znajduje poparcie w kolejnych faktach, wtedy to, co subiektywne, staje się obiektywne i możemy zdecydowanie powiedzieć, że osiągnęliśmy nasz cel.”

Tekst powstał na podstawie relacji wielu osób. Kamila Włodarczyka który interesuje się historią, zainspirowany opowieściami dziadka - Henryka Włodarczyka i tym co można znaleźć spacerując po poligonie. Tadeusza Panowicza, którego wiedza historyczna jest nieocenionym źródłem informacji. Hieronima Nowaczyka którego doskonała pamięć pozwoliła na dopięcie wielu szczegółów, oraz krótkiego podsumowania naszego podpułkownika z Imielna.

Wszystkim Panom bardzo dziękuję za poświęcony mi czas - bez Was ten tekst byłby tylko krótką notatką.

 Data publikacji: 26.04.2015

Licznik wizyt:








Koszyk

Koszyk jest pusty.